niedziela, 11 maja 2014

Rozdział 35



- Julka, czy ja dobrze słyszę!?

- Tak to ja. Alex… potrzebuję twojej pomocy.

- Co się stało?

- To nie jest rozmowa na telefon. Proszę cię przyjedź do Polski. Wiem, że w ogóle nie dawałam znaku życia, ale jak nie moi rodzice to ty mi na pewno pomożesz. Wiem o tym. Zawsze tak było…

- Ja… Nie mogę… Mam szkołę, rodzice są źli na mnie, nie powinnam wyjeżdżać.

- Alex. Proszę cię.




W tobie jedyna moja nadzieja. Rozłączyłam się. Co takiego stało się Julii, że dzwoni do mnie późnym wieczorem? Czyżby stało się coś gdzie rodzice nie chcą jej pomóc? Czy powinnam? Przyjaciół się nie zostawia. Prawda? Ona była moją siostrą. Mimo, że nasz kontakt się zerwał zawsze mogłyśmy na siebie liczyć. Spojrzałam na zegarek – 23.30. Szybko weszłam na swojego laptopa i w pośpiechu sprawdziłam loty do Polski. Lot przewidywany był na 5 rano. Ucieszyłam się z tego, że będę mogła chwile pospać przed lotem. Nastawiłam budzik na 3.00. Do torby treningowej z Nike spakowałam bieliznę i ubrania na tydzień. Nie wiedziałam ile spędzę czasu w Polsce. Wolałabym mieć na zapas. Przygotowałam sobie również ciuchy na rano. Wszystko czekało tylko na to aż się obudzę. Zmęczona położyłam się spać.







3 godz później.

Ze snu obudził mnie budzik. Przez chwile nie orientowałam się dlaczego go nastawiłam. Spoglądając na przygotowany strój i torbę przypomniało mi się, że muszę pojechać do Polski. Julia mnie potrzebuje. Ślimaczym tempem wstałam ze swojego łóżka, wzięłam rzeczy z krzesła obrotowego i poszłam do swojej łazienki. Postanowiłam wziąć szybki, zimny prysznic żeby się obudzić. Włosy umyłam podczas wieczornych rytuałów w łazience. Ogarnęłam się w miarę szybko. Moje kudły trochę pokręciłam. Wyglądając jak człowiek wyszłam z łazienki. Pidżamę położyłam pod kołdrę ścieląc łóżko. Z szafki zabrałam swój telefon, a wychodząc cicho z pokoju, z podłogi podniosłam torbę. Po cichutku zeszłam na dół. Zrobiłam sobie dwie kanapki na drogę i jedną do zjedzenia przed wyjściem. Spojrzałam na zegarek – 3.40. Powoli szykowałam się do wyjścia. Przed wyjściem posprzątałam po śniadaniu. Z wieszaka wzięłam kurtkę, ubrałam czarne, krótkie Conversy, na ramię zarzuciłam torbę, telefon w rękę i wyszłam. Kiedy bezszelestnie próbowałam wyjść z domu przypomniałam sobie, że rodzice nie sprzedali domu w Polsce. Szybko podeszłam do szafki z kluczami i poszukałam pęczka kluczy od starego domu. Musiałam gdzieś zamieszkać na przez ten czas. Z kluczami schowanymi do torby mogłam udać się na lotnisko. Droga na ten obiekt nie trwała długo ponieważ złapałam taksówkę, która zawiozła mnie tam w 15 min. Szybko kupiłam bilet i udałam się na odprawę. Ludzie trochę się dziwili dlaczego 17 letnia dziewczyna leci sama samolotem. Oczywiście dziennikarze musieli się uczepić psiego ogona. Siadając na swoim miejscu pomyślałam, że Harry i rodzice będą mieli niemiłą niespodziankę w gazecie. Zapomniałam dodać, że postanowiłam wyjechać bez żadnego uprzedzenia, ponieważ rodzice by mnie nie puścili a chłopcy postanowiliby jechać ze mną. Nie chciałam robić zamieszania.
Miejsce miałam przy oknie. Co prawda bałam się latać, ale jak mus to mus. Lądowanie było planowane na 6.30. Od lotniska do mojego starego domu było jakieś 20 min. Postanowiłam, że się przejdę. Kiedy jeszcze mieszkałam w Polsce, w wakacje lubiłam chodzić rano na spacery. Wtedy miasto się budziło, a powietrze było świeże i rześkie. Jak sięgam pamięcią to kiedyś wraz z bratem czasem uciekaliśmy rano z domu do naszej „bazy” na drzewie. Potem rodzice się denerwowali gdzie jesteśmy. My po prostu lubiliśmy tam siedzieć. Zdarzało się, że zamiast spać we własnym łóżku, spaliśmy w domku na drzewie. Obrywało nam się czasem, ale rodzice zaczęli się przyzwyczajać do tych naszych wybryków. Po chwili wspomnień postanowiłam napisać do Julii. Przy ostatniej rozmowie nie powiedziałam jej, że przyjadę. Biedna nie wiedziała. Napisałam jej wiadomość, że po 7.00 będę u siebie w starym domu. Nic nie odpisała. Pomyślałam, że śpi. Po chwili nasunęło mi się pytanie: co mogło się stać? I dlaczego rodzice jej nie pomogli. Musiałam się dowiedzieć. Nie mogłam jej zostawić na lodzie. 
Lądowanie przebiegło bez problemu. Myślałam, że będzie gorzej. Po wyjściu z samolotu od razu poczułam się jak w domu. Stanęłam na polskich ziemiach. Tu, gdzie się wychowałam. Z uśmiechem na twarzy poszłam po bagaż. Szczęście mi sprzyjało ponieważ nie było żadnych zbędnych dziennikarzy. Chociaż miałam wrażenie, że niektórzy dziwnie się na mnie patrzyli. Postanowiłam to olać. Z torbą na ramieniu wyszłam z lotniska i udałam się do domu. Po drodze uśmiechałam się jak głupia do znajomych miejsc i okolic. O 7.15 weszłam do domu. Zmęczona położyłam torbę na podłodze przy wyjściu, ściągnęłam buty i padłam plackiem na kanapę. Odpłynęłam.



Po trzech godzinach snu obudził mnie uporczywy dzwonek do drzwi. Niechętnie wstałam połamana z kanapy i udałam się do drzwi. Kiedy je otworzyłam Julia rzuciła mi się na szyję.

- Alex, jak się cieszę, że cie widzę! – płakała.

- Też się cieszę. – ścisnęłam ją mocniej.

Po chwili odsunęłyśmy się od siebie ponieważ mój telefon zaczął dzwonić. Pobiegłam zobaczyć kto dzwoni – Harry. Odrzuciłam połączenie. Nie chciałam żeby teraz ktoś nam przerywał. Rodzice również pozostawili po sobie ślad w postaci 10 nieodebranych połączeń. Rzuciłam telefon na kanapę i wróciłam do Julii, która usiadła przy stole.

- Chcesz herbaty? – uśmiechnęłam się do niej.

- Tak poproszę. – nie odwzajemniła.

Zabrałam się za robienie napoju. Kiedy stałam do niej tyłem zaczęła mówić.

- Alex… Po twoim wyjeździe nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Czułam się samotna. Nie chciałam ci tego mówić bo byś coś z tym zrobiła wtedy. Teraz nie wiem…

- Julia, proszę cie przejdź do rzeczy co się stało. – postawiłam przed nią kubek herbaty.

- Ja już nie daję sobie rady. Wszyscy ode mnie czegoś chcą, rodzice traktują mnie jak śmiecia, znajomi też. Nauczyciele udupili mnie z ocenami… Często uciekam z domu. Ale moich rodziców to nie obchodzi gdzie jestem. Tylko praca i praca.

- Ale przecież byliście na wakacjach w Hiszpanii. – zdziwiłam się jej opowiadaniami.

- To była ściema. Tak na serio byłam u babci bo nie mogłam znieść tej burzy w domu.

- Czemu mi nie powiedziałaś?

- Nie chciałam ci psuć twojego wymarzonego życia. Kochająca się rodzina, chłopak, przyjaciele. I to nie byle jacy przyjaciele. Wiesz… Doszło do tego, że zaczęłam się ciąć. – znowu usłyszałam dzwonek telefonu. – odbierz. Biedny martwi się o ciebie. – powiedziała.

Kiwnęłam głową i poszłam po telefon. Rzeczywiście, dzwonił Harry. Postanowiłam tym razem odebrać.

- Halo?

- Alex? Co się stało? Gdzie jesteś? Czemu dowiaduję się z gazet że wyjechałaś bez słowa? Martwię się. – pytał zdenerwowany.

- Harry, nic mi nie jest. Jestem w Polsce. – odpowiedziałam łagodnie.

- Jak to w Polsce? Czemu mi nie powiedziałaś? – był zły.

- To pilna sprawa. Nie chciałam robić zamieszania. Rodzice i tak by mnie nie puścili. Dzwonili do was?

- Tak byli nawet u nas.

- Co za nowość. Harry, proszę cię nie mów rodzicom o tym, że jestem w Polsce. Powiedz, że jestem u Kate i telefon mi się rozładował. Okej ?

- Dobrze skarbie, ale pozwolisz mi przyjechać do ciebie. - pomyślał, że się na to zgodzę.

- Harry, nie mogę. To osobista sprawa niedotycząca ani ciebie ani chłopaków ani moich rodziców. Kocham cię - przerwałam połączenie.

- Mówiłam, że dzwoni. - uśmiechnęła się.

- Julka jedź ze mną do Anglii. - zaproponowałam. Praktycznie nie wiedziałam co mówię ani co robię, ale chciałam jej pomóc. Mój pobyt w Polsce nie mógł być długi więc postanowiłam mieć Julkę przy sobie w Anglii. 

- Nie mogę. Mam tutaj wszystko. Nie potrafię tego tak zostawić jak ty. - posmutniała. 

- Dalej mnie obwiniasz prawda? To wszystko przeze mnie. 

- Nie to nie tak, Alex. Po tygodniu od twojego wyjazdu zrozumiałam, że musiałaś się przeprowadzić ze względu na twoich rodziców, którzy dostali nową pracę. Nie chciałam cię też zatrzymywać bo zawsze o tym marzyłaś. 

- Mogłam przynajmniej dzwonić co jakiś czas i dowiadywać się co u ciebie, ale tyle się działo, że po prostu...

- Zapomniałaś o mnie. - musiało ją to zaboleć. Wstałam od stołu i podeszłam do niej. Wyciągnęłam naszyjnik spod koszulki. - Widzisz? Odkąd wyjechałam nie zdejmuję go z mojej szyi. - Julka wyciągnęła swój. 

- Ja też nie. - przytuliłam ją. 

- Jeśli tylko zechcesz możesz wrócić ze mną do Anglii. Mam jutro samolot powrotny. Moi rodzice nie będą mieli nic przeciwko. Chłopaki tym bardziej. Jeśli chcesz dam ci czas, zadzwonisz do mnie a ja po ciebie przyjadę. Obiecaj, że to przemyślisz. 

- Obiecuję. 



-----------------------------------------------------------------------------------------


Mam. !! W końcu. Nie pytajcie sie jak to zrobiłam ale Worda dalej nie posiadam. ; (

Mam nadzieje że mi to wszystko wybaczycie. 

Zabieram sie za pisanie kolejnego.



10 KOMENTARZY I NASTĘPNY !