sobota, 13 kwietnia 2013

Rozdział 24



Przerwał nam głos dzwoniącego telefonu. Na wyświetlaczu pojawił się napis „Julka”.

- Muszę odebrać. – skierowałam się do Harrego.

- Poczekam.



* rozmowa telefoniczna *

- Cześć Julka !

- No hej, właśnie wróciłam z Hiszpanii i pomyślałam że do ciebie zadzwonię, bo dawno nie gadałyśmy.

- To miłe, że o mnie jeszcze pamiętasz. W sumie to ja powinnam cię przeprosić za brak odzewu.

- Daj spokój. Przeprosiny przyjęte. Co u ciebie słychać?

- Zwariowane dwa tygodnie z chłopakami, lepiej powiedz jak tam w Hiszpanii.

- Dużo by tu opowiadać. Być może nadarzy mi się okazja pod koniec wakacji i przyjadę do ciebie.

- Oooo super. Wtedy wszystko nadrobimy, bo teraz tak za bardzo nie mogę. Z resztą przez telefon to się nie da.

- No właśnie. To ja jeszcze zadzwonię do ciebie ! Trzymaj się, buzi .

- Buzi, pa.



- Przepraszam cię. Ona tak potrafi godzinami. Z resztą nie wiedziałam, że zadzwoni. – popatrzyłam na zamyślonego chłopaka. Widać było, że mnie nie słucha. Podeszłam do niego bliżej. – Harry?

- Przepraszam, zamyśliłem się. – ocknął się.

- Wracając …

- Zrobiłam wam kanapki jakbyście byli głodni. – do pokoju wparowała uśmiechnięta mama z talerzem kanapek.

- Czy w tym domu wchodzi się bez pukania? – wkurzyłam się. Mama tylko zrobiła skwaszoną minę i wyszła z pomieszczenia zamykając głośno drzwi.

- No nie, co znowu. – teraz zadzwonił telefon Stylesa.

- Tak Liam … Serio? … Czemu teraz? Mamy przecież spotkanie we wrześniu … A co to za oferta? … Okej już jadę. – schował telefon do kieszeni. – Alex, muszę jechać do chłopaków. Obiecaj, że do jutra przemyślisz okej? – zwrócił się do mnie.

- Ja przynajmniej dotrzymam obietnicy. – powiedziałam kiedy Harry wyszedł z pokoju.

Te kanapki wyglądając smakowicie – usiadłam na łóżko z talerzem kanapek. Zjadałam jedna po drugiej. Nawet nie zwróciłam uwagi na to, która jest godzina. Była 23. Średnim tempem z garderoby zabrałam jednoczęściową pidżamę i poszłam do łazienki się umyć. Zmęczona dniem od razu położyłam się spać.



Koło 7 rano

Rano obudziły mnie promienie słoneczne przedostające się przez okno. Próbowałam jeszcze zasnąć, ale się nie udało. Powoli sięgnęłam po telefon. Na wyświetlaczu było powiadomienie o nowej wiadomości. Odblokowałam IPhona i otworzyłam smsa. Ta, reklama, bo któż inny mógłby o tej godzinie do mnie pisać. Odruchowo weszłam jeszcze na Twittera. Oczywiście pełno wiadomości z Polski, jak i od fanek chłopców. Czyżby moich też? Nie potrzebne mi fanki. Nie to chciałam w życiu osiągnąć, a że tak się złożyło to już trudno. Nigdy nie ciągnęła mnie sława. Jako dziecko nie marzyłam o żadnej karierze, czy to piosenkarki czy to tancerki. Od zawsze chciałam grać w siatkówkę. Mogłabym całe życie spędzić na boisku z piłką. No nic, takie życie. Spotkałam chłopaków, ale oczywiście nie zależy mi na ich sławie, tylko na nich samych. Na naszej przyjaźni. Co do Harrego to nie wiem czy mu wybaczę. Obiecałam, że to przemyślę. Więc zaczynam. Faktem pierwszym jest to, że był pijany i jak sam mówi nic nie pamięta. Faktem drugim jest to, że złamał obietnice.

Gnijąc tak na łóżku i rozmyślając czułam się strasznie. Nie wiedziałam co zrobić. Byłam między młotem a kowadłem, a raczej między brakiem świadomości a złamaniem obietnicy. Kiedy byłam na wysepce inaczej na to patrzyłam. Być może dlatego, że byłam roztrzęsiona i niejasno myślałam. Nigdy nie musiałam podejmować takich decyzji. Po jakiejś godzinie czy nawet więcej postanowiłam zejść na dół. Wszyscy byli już na dole. Jak gdyby nigdy nic wzięłam mleko, miskę i płatki. Bez żadnego słowa usiadłam przy stole gdzie była cała rodzina. Wszyscy zajadali się śniadaniem. Po chwili ciszę przerwał tata.

- Alex, co to za młodzieniec wczoraj przyszedł?

- Harry przecież.

- Jej chłopak – wtrącił się Mike.

- Dzięki brat. – wytknęłam bratu język.

- Wiesz co, zaproś go do nas dzisiaj na kolacje. Poznamy go lepiej. – zaproponowała mama.

- Zły pomysł.

- Ja uważam, że jest to świetny pomysł. W końcu muszę poznać przyszłego członka rodziny.

- Żadnej kolacji nie będzie. – powiedziałam zdenerwowana wstając od stołu.

Poszłam na górę zostawiając przy tym zdziwionych rodziców. W końcu oni nie wiedzieli co się między nami stało, a brat perfidnie to wykorzystywał. Może chciał nam pomóc? Nigdy nie mieszał się nie proszony w moje sprawy, więc teraz też nie powinien. Złapałam telefon i zadzwoniłam do Juli.

- Cześć Julka.

- Cześć Alex !

- Chciałabym pogadać, ale nie mam z kim.

- Co się stało!?

- Bo wiesz, zaszła taka nie miła sytuacja z Harrym i nie wiem co mam robić.

- Możesz jaśniej?

Powiedziałam jej wszystko co się wydarzyło. Julia była w trochę lekkim szoku bo nie znała go od tej strony. To nie to samo co piszą w gazetach czy w internecie. Julia poradziła mi żebym szła za głosem serca. Ciekawe jak, jak moje serce gówno wie. A rozum to już tym bardziej. Po rozmowie, która mi nic nie dała położyłam się na łóżku. Oczywiście ktoś musiał mi przerwać moją samotność.

- Alex …

- Co chcesz?

- Jest taka piękna pogoda, idź się przejść. Odświeżysz umysł, przemyślisz. – zaproponował brat.

- Hmmmm …

- Prędzej czy później rodzice wyduszą od ciebie, a chyba chcesz się spotykać z chłopakami.

- No chce.

- Więc ruszaj tą swoją dupę i ratuj związek i przyjaźń bo raczej ci na nich zależy.

- Chyba masz racje.

- No wiem, zawsze ją mam.

Rzuciłam w niego poduszką. Brat miał racje. Powinnam przewietrzyć myśli, które na okrągło mnie męczyły. Była godzina 10. Z szafy wzięłam bluzę i poszłam na dół. Oznajmiłam rodzicom, że wychodzę. Oni tylko przytaknęli. Chyba nie chcieli mnie denerwować. Rzeczywiście, pogoda była tego dnia piękna. Niebieskie niebo, zero chmur, ptaszki ćwierkały i latały jak opętane. Postanowiłam dojść spokojnym spacerkiem do parku. Byłam wdzięczna bratu, że wygonił mnie z domu. Świeże powietrze zawsze działa korzystnie, nawet w trudnych chwilach. Po kilkunastu minutach doszłam do parku. Oczywiście plac zabaw był zapełniony uśmiechniętymi dzieciakami i ich rodzicami. Usiadłam na ławce. Na nos nałożyłam czarne okulary. Słońce dosyć mocno raziło.

- Mogę tu usiąść? – spytał jakiś chłopak.

- Tak, jasne. – podniosłam okulary żeby go zobaczyć. – O hej, kolega Mike’a prawda?

- Prawda, a ty jego siostra. Pamiętam cię ze szpitala. – posłał ciepły uśmiech.

- Co tu robisz?

- Przyszedłem z siostrą.

- Która to?

- Ta mała, różowa na huśtawce.

- Słodkaaaa, jak ma na imię?

- Tori.

- Ładnie.

- A ty co tu robisz?

- A chciałam się przejść w taką pogodę. W sumie to mnie brat wywalił z domu. Biedny martwi się o mnie.

- A ma jakiś powód?

- Tak, znaczy nie. Znaczy nie chce o tym mówić.

- Max, Max, ładny kwiatek?

- Tak piękny Tori.

- Kto to?

- Koleżanka.

W tym momencie zadzwonił mój telefon.

- Przepraszam was na moment.

Spojrzałam na wyświetlacz. W tym momencie nie wiedziałam co mam zrobić.




--------------------------------------------------------------

Przepraszam, że tak długo musiałyście czekać, ale moje samopoczucie sięgało dna. Choroba nie dawała mi możliwości myślenia.
Rozdział napisany na szybko żebyście miały co czytać. Nad następnym bardziej się skupie. Ten mi się nie podoba. Piszcie co myślicie. 

10 komentarzy nowy. 

9 komentarzy:

  1. Nie mogę się doczekać kolejego directionoverload.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny czekam na następny
    Świetnych pomysłów życzę !!!!!! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. napewno harry dzwonił

    OdpowiedzUsuń
  4. Yeah :* o jaa, Tori mrr :) skąd Ci się to wzięło, to ja nie wiem hahaha :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja chce juz nastepny ;)))

    OdpowiedzUsuń
  6. jestem juz ciekawa nastepnego

    OdpowiedzUsuń
  7. Zastanawiam się dlaczego dopiero teraz komentuje ten rozdział. Przeczytałam dawno,ale umknęło mi.. Przechodząc do rzeczy. Baaaardzo lubie Tw opowiadanie. Piszesz naprawdę świetne rozdziały. ;-) Już się nmg doczekać co będzie dalej. Mam nadzieję, że Alex wybaczy Harremu.. :)))

    OdpowiedzUsuń