wtorek, 20 listopada 2012

Rozdział 7



Piątek.

Rano obudziły mnie promienie słońca przedostające się przez okno w salonie. Podniosłam głowę z kolan Horana, który jeszcze smacznie spał tak jak reszta. Harry z Louisem przenieśli się do Zayna na podłogę i spali w trójkę. Liama zaś nie było. Wygramoliłam się spod ręki przyjaciela i powędrowałam do łazienki. Oczywiście gdy spojrzałam w lustro wyglądałam jak straszydło w Halloweenową noc. Rozczesałam włosy poprawiłam piżamę i wyszłam do kuchni. Liam przygotowywał naleśniki. Ten to jest genialny.

- Hej śpiochu. – powiedział z uśmiechem.

- Cześć. Długo nie śpisz? – spytałam.

- Jest 10. Nie śpię z jakąś godzinę przez to wasze chrapanie. – zaśmiał się.

- Czy ty chcesz powiedzieć, że ja chrapie? No wiesz ty co. – udawałam focha.

- Foch ci nie wychodzi więc sobie odpuść. – powiedział to ciągle się śmiejąc.

- Ale ja się focham na serio. Tak z przytupem i melodyjką z gwiezdnych wojen. – tupnęłam. Ten podszedł do mnie i ubrudził mnie mąką.

- Chcesz wojny? – podniosłam brwi.

- Czy to wyzwanie? – znowu się zaśmiał. Ja natomiast wzięłam jajko i rzuciłam w Payne’a.

- Pożałujesz tego! – krzyknął i wziął resztę jajek plus mąkę i zaczął we mnie rzucać. Ja wzięłam patelnie jako tarcze i uciekłam przed złoczyńcą. Nie obeszło się bez krzyków. Po chwili w kuchni znalazł się Harry, który przez przypadek dostał ode mnie jajkiem w głowę. Jego grymas na twarzy był nie do opisania. Wraz z Liamem zaczęliśmy tarzać się na podłodze ze śmiechu.

- Co tu się dzieje? – spytał nie wyspany Niall.

- Dostałem jajkiem w głowę. – pokazał na swoje włosy. Niall zaczął się śmiać razem z nami.

- O nie. Pożałujesz tego Alex.

- To jest groźba Styles? A gdzie twoje przeprosiny? – po tych słowach byłam już cała w mące bo Hazza wysypał na mnie całą zawartość opakowania. Wyglądałam jak bałwan akurat na święta. Nie chciałam być dłużna lokowatemu więc wzięłam resztę jajek i zaczęłam nimi w niego rzucać. Niall stał i się śmiał. Liam natomiast poszedł się ogarnąć. Po ok. 5 min walki z Stylesem zakopaliśmy topór. A to dlatego, że skończyły się amunicje. Cały dom wyglądał jak po tornadzie. Z dołu słyszeliśmy nawoływania Liama, który skarżył się na bałagan.

- Alex. Koniec. – powiedział zdyszany Harry.

- Okej Styles. Ale to ja wygrałam! – walnęłam Hazzę w ramię.

- Chciałabyś. – zaczął mnie łaskotać. Po czym znaleźliśmy się na podłodze.

- Ha… Harry… Proosz… przestań… - błagałam go o litość.

- Dopiero jak powiesz, że to ja wygrałem. – uniósł brwi dalej mnie łaskocząc.

- Dob… Dobra… Wygrałeś… A … Teraz… Prze… stań. – W pewnym momencie spojrzałam Hazzie prosto w oczy. Chłopak przestał mnie łaskotać i uśmiechnął się. Było mi ciężko bo jego ciało mnie przygniatało. Jego oczy tak, tak jakby świeciły. Gdy Harry przejechał ręką po moim policzku po ciele przeszły ciarki.

- Możesz ze mnie zejść? – spytałam oburzona.

- Alex, przepraszam za tamto. – w końcu usłyszałam przeprosiny.

- Nie Harry. Nie pozwolę na takie traktowanie. – zrzuciłam go z siebie i udałam się do pokoju. Harry natomiast poszedł za mną.

- Alex. Przepraszam. Co mogę zrobić żebyś mi wybaczyła? – miał iskry w oczach.

- Musisz obiecać, że nigdy już nie będziesz mnie tak traktować.

- Obiecuję. – uśmiechnął się. Jego uśmiech był zniewalający. Boże co ja mówię. Ja nie mogę się w nim zakochać, nie po tym jak mnie potraktował. Zapadła niezręczna cisza.

- Przyjaciele? – podałam mu rękę po jakimś czasie. Nie potrafiłam się długo gniewać.

- Przyjaciele. – uścisnął ją z uśmiechem. – A przyjaciele mogą się przytulać? – dodał.

- Niech ci będzie. – po tym słowie Harry mocno mnie objął. Jego perfumy były dosyć mocne, ale zarazem kuszące. Co ja gadam? Ta mąka naprawdę uderzyła mi do mózgu. Staliśmy tak chyba przez 2 min po czym usłyszeliśmy głos Liama z dołu.

- Alex ktoś do ciebie!

- Chodźmy na dół. – puściłam Harrego i pobiegłam szybko na dół.

- Mama? Tata? A wy nie w pracy? – zdziwiłam się na ich widok.

- Mamy przerwę więc wpadliśmy zobaczyć jak sobie radzisz i przy okazji przywieźliśmy zakupy. – powiedziała z uśmiechem mama.

- Co to za banda? – spytał tata.

- To moi przyjaciele tato. Są w porządku. Nie musisz się martwić. – uśmiechnęłam się.

- Jeżeli są w porządku to mam nadzieje, że pomogą ci w sprzątaniu. – powiedział unosząc brwi i rozglądając się po kuchni.

- Już ich zaganiam do sprzątania!

- To my was zostawiamy. Będziemy wieczorem. Mike jest u kolegi. – powiedziała mama po czym rodzice wyszli.

- Na co się gapicie? – zwróciłam się do chłopców.

- Ty na serio mówisz o sprzątaniu? – marudził Louis.

- No chyba nie zostawicie mnie z tym samą? – zdziwiłam się.

- Mamy dużo pracy chłopaki. Musimy iść.! – popychał chłopaków Zayn.

- No ej? – krzyknęłam za nimi gdy wychodzili. – Tacy z was przyjaciele!

- Też cie kochamy! – krzyknęli zamykając za sobą drzwi.

No pięknie. Przynajmniej mam trochę czasu dla siebie. Pobiegłam tylko do pokoju po głośniki do IPoda i mogłam zaczynać. Ogólnie nie przepadam za tą czynnością, więc puściłam swoją ulubioną playliste i zabrałam się za sprzątanie. Przy brzmieniach Up All Night posprzątałam dom w 2 godziny. Po skończonej pracy bezwładnie opadłam na sofę w salonie włączając przy tym telewizor. Oczywiście żadnego interesującego filmu nie było, jak zwykle. Po chwili pobiegłam do swojego pokoju, aby sprawdzić czy któryś ze znajomych nie ma na TT. Niestety nikogo nie było ale pełno wiadomości od różnych przyjaciół ze szkoły zasypywało moją skrzynkę mailową. Aż nie mogłam w to uwierzyć, że za mną tęsknią. Na sam widok szczerzyłam się do monitora jak głupia. Od Julii żadnych wiadomości nie było. Obraziła się? Powinnam do niej zadzwonić. Zwinęłam telefon z biurka i wystukałam numer przyjaciółki. Jeden sygnał, trzeci, czwarty. Nie odbiera. Pewnie jest zajęta więc nie będę jej przeszkadzać. Chłopaki też się nie odzywają odkąd uciekli. Dobra, nie ważne pójdę się przejść. Wpadłam jeszcze do pokoju brata po bluzę i mogłam wychodzić. Stwierdziłam, że na wysepkę nie pójdę bo od 4 godz byłam sama więc kolejne minuty samotności wykończyły by mnie psychicznie. Kiedy bez celowo włóczyłam się po londyńskich ulicach dostrzegłam grupkę dziewczyn grających w siatkówkę. Dziewczyny były w moim wzroście. Tak przypuszczam. Podeszłam bliżej żeby przyjrzeć się ich grze. Grały nieźle, chyba mój poziom. Bardzo chciałam z nimi zagrać więc podeszłam do jednej i spytałam się grzecznie czy mogę z nimi pograć. Dziewczyny się zgodziły. W mojej drużynie stałam na ataku, bo na tej pozycji czułam się najlepiej. Po 10 min mojej nie udanej gry dziewczyny z drużyny zmotywowały mnie dosyć mocno. Po ustaleniu jakowej taktyki szło mi całkiem nieźle. Dziewczyny okazały się świetne. Dobrze mi się z nimi dogadywało. Po skończonym meczu umówiłyśmy się na kolejny w przyszłym tygodniu. Jedna z nich – Kate jak dobrze zapamiętałam dała mi swój numer w razie jakbym zmieniła zdanie. Tak skupiłam się na grze, że nie zauważyłam ludzi stojących wokół boiska. Wszyscy mówili między sobą o tym jaki ten mecz był zacięty. Rozglądając się zauważyłam mojego brata, który szedł w moją stronę.

- No siostra, chyba wracasz do formy. – powiedział z uśmiechem. – gratuluję meczu.

- To nie był przecież jakiś mecz ligowy, tylko taki relaksacyjny. – zaśmiałam się.

- To nie znaczy, że nie pokazałaś klasy.

- Dzięki, a co cię tu sprowadza? – spytałam.

- Właśnie wracam z kina bo byłem z kolegami na filmie. A ty nie miałaś być z chłopakami? – zdziwił się.

- No właśnie zmyli się kiedy powiedziałam im, że mają pomóc mi sprzątać bo wojnie na mąkę i jajka.

- Widzę, że zawsze możesz na nich liczyć. – zaśmiał się.

- Zgłodniałam idziemy coś zjeść? – spytałam.

- Rodzice wrócili szybciej do domu więc chcieli żebyśmy zjedli wspólną kolację. – odpowiedział. Pożegnałam się z nowo poznanymi koleżankami i udaliśmy się do domu. W czasie drogi rozmawialiśmy o filmie, na którym był bracki. Z tego co opowiadał film był o grupce ludzi, którzy jechali w nocy do domu w głębi lasu i każdy z nich ginął w ustalonej kolejności. Jak już wcześniej mówiłam nie lubię horrorów. Po 20 min piechoty byliśmy pod mieszkaniem. Rodzice byli już w domu. Podczas kolacji gadaliśmy o wszystkim co się działo przez minione dni. Tata oczywiście musiał zapytać o chłopców. Wiem, że się martwi ale nie ma o co. Przy chłopakach czuję się bezpieczna więc nic nie powinno się stać chyba, że przypadkowa wojna na mąkę. Po posiłku pomogłam mamie pozmywać naczynia i powędrowałam do swojego pokoju. Po posiłku poszłam się umyć i spać. Byłam zmęczona udanym dniem. Zasnęłam koło 23.


--------------------------------------------------

Jak wam się podoba? O ile się podoba. hahah.
Następny w czwartek. ! Liczę na komentarze oczywiście. Wy nie zdajecie sobie sprawy jakie to motywujące. Ostatnio mało osób pisze więc trochę nie byłam zadowolona ;P

Do następnego !

3 komentarze:

  1. Ha ha ha mąka uderzyła jej do głowy XD Moja szkoła :P
    Ciocia Zuzia jest z ciebie dumna że takie zajebiste rozdziały piszesz! Naprawdę! Są świetne! :**

    OdpowiedzUsuń
  2. naprawdę świetne. Mam nadzieję że ona będzie z harrym. Nie wiem czemu ale tak musi być i .

    OdpowiedzUsuń